Informacje

  • Wszystkie kilometry: 6245.74 km
  • Km w terenie: 3.00 km (0.05%)
  • Czas na rowerze: 8d 23h 18m
  • Prędkość średnia: 26.45 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rooney.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:663.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:08:30
Średnia prędkość:24.82 km/h
Maksymalna prędkość:50.50 km/h
Maks. tętno maksymalne:184 (92 %)
Maks. tętno średnie:143 (71 %)
Suma kalorii:1726 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:73.67 km i 4h 15m
Więcej statystyk
Sobota, 30 kwietnia 2011

Cel - Złoty Potok

Dzisiejszy wyjazd był pierwszą jazdą z pulsometrem.Rzeczywiście ciężko się jeździ z pulsakiem mając towarzysza podróży.Ale ten rok już i tak przeznaczony jest na poznanie siebie , swoich możliwości, jazdy z określonymi strefami pulsu , itd.
Wracając konkretnie do tematu...Godzina 10:30 - miejsce zbiórki.Czeka Dominik i ruszamy na lans przez aleje, potem skręt na hutę i rura.Jednak po krótkiej chwili spotykamy kolarza i tak jedziemy razem do Olsztyna.Potem Gienek się odłącza i po wipisaniu jego numeru w telefon grzejemy dalej.
Jakoś nie bardzo nastrajają mnie pozytywnie te polskie drogi...
Duży ruch , słaba jakość asfaltu.Jura też nie bardzo urokliwa jak dla mnie...
Zdecydowanie wolę górskie widoki.
Na szczęście Złoty Potok wynagradza mi wszystko.Czuję się tam jak w górach.
Dosłownie cud, miód, malina, orzeszki. ;)
Tam nawet dzikie kury chodzą po lesie. :D
Dzisiaj mam dla czytających mój blog dużo zdjęć ze Złotego.











Później była już droga bez większych atrakcji gdyż szukaliśmy jak dostać się do Poczesnej.Ale udało się i znalazłem drogę.
Chwilę po odnalezieniu właściwej trasy mało co nie było wypadku, bo znów jakiś wściekły piesek co to nie widział w życiu roweru wbiegł prawie pod koła przy 35 na godzinę.Ufff... adrenalinka skoczyła.
Na Mazurach Dominik pojechał teoretycznym skrótem ,bo był zmęczony ale i tak prawie go dogoniłem przed skrętem.Pozdrawiam Dominik. ;)
Kawałek dalej spotkałem Artura.
Także za około 3 tygodnie wznawia trening i ciśniemy. :D
Wyszło 95 km , dobry trening , chociaż nie w tych strefach tętna ,w których bym chciał.
Jutro znów na szosę.
  • DST 95.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 23.75km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 184 ( 92%)
  • HRavg 143 ( 71%)
  • Kalorie 1726kcal
  • Sprzęt Merida Road Race 880-16.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 kwietnia 2011

Częstochowa - Działoszyn - Jaworzno - Krzepice - Kłobuck - Częstochowa

Nie było chętny na tą wycieczkę i już wiem dlaczego.Teraz już nie wybiorę się na trening po drogach krajowych.
Tam auta nie jeżdżą tylko zapier....ją.
Psychicznie jest ciężko wytrzymać , bo ciągle coś mknie z prędkości ponad 100km/h minimum, a najgorsze są tiry ,które samym podmuchem potrafią nieźle nastraszyć.
Działoszynem się zawiodłem , bo to właściwie mała mieścinka.Byłem może 3-4 minuty i rura na Krzepice.Trasa do samego Działoszyna była spokojna jeżeli chodzi o ruch, zaś widoki przepiękne.Niestety nie mam zdjęć , bo średnia wychodziła dobra więc się nie zatrzymywałem.Potem na krajowej 42 było równie pięknie ,a na 43 do Częstochowy to gorzej niż przeciętnie.
Jeszcze co mi się przypomina to to ,że jadąc o 6:00 twarze przechodniów byłby bezcenne. :D
Dzisiaj była ostatnia jazda na łańcuchu CN HG-50 ,a teraz w użycie pójdzie Campagnolo Record C9.
Czekam jeszcze na pulsometr ,żeby bardziej świadomie trenować , chociaż wiem, że ten sezon jest już stracony , bo praktycznie nie zrobiłem bazy.Ale przyszły jest mój. :D I hope so... :p
Zamówiłem spodenki z wkładką i koszulkę zespołu kolarskiego Astany żeby to w miare jednolicie wyglądało.Przecież lans też musi być. :p:D
Wracając do treningu to czuję ,że jest dobrze.
Ostatni tydzień dobrze przepracowałem ale nie zamęczałem się i jest moc.

Teraz kilka "pikczerów" , no bo co to za blog bez zdjęć z trasy.

Trasa.


Adam walczy ze sobą ,a potem udaje mu się wstać. :D


Centrum Działoszyna.




Mój rumak.


Gdzieś na przerwie powrotnej.


PS.Jak jadę to jestem w innym świecie.Rower paradoksalnie pomaga odpocząć. :)
Sobota, 23 kwietnia 2011

Koszmarny trening

Zapowiadało się idealnie jednak końcówka treningu była koszmarem.
Pijany kierowca wymusił pierwszeństwo i potrącił naszego kolegę , który prowadził peleton.Skrzyżowanie zakorkowane, wszędzie pełno ludzi , pzejeżdżających samochodów, policja, karetka, lekarze.Szybkie przeniesienie na noszę poszkodowanego i odjazd.Pytam tylko gdzie go zabierają żeby wiedzieć dokąd mam za chwilę się udać.Wypadek wyglądał strasznie.Policja spisuje zeznania moje i Dominika.Oględziny roweru, zdjęcia.Załatwienie transportu dla uszkodzonej szosy.
Co chwila ktoś dzwoni , nie ma czasu na głupoty , trzeba szybko przekazywać informacje.Policjanci zabierają sprawcę do radiowozu, badanie alkomatem wykazuje ,że kierowca jest pijany.Podjeżdża radiowóz i zabiera go.
Przyjeżdża transport po rower.Po szybkiej rozmowie z policją czy to wszystko udajemy się do szpitala na Zawodzie.
Na szczęście jakiś czas po wypadku przejeżdżał tą ulicą Oskar i rusza z nami do szpitala.Pilnuje nam rowerów.Wielkie dzięki Oskar!

Na izbie przyjęć trochę czekamy , przyjeżdża tata Łukasza i opowiadam o wypadku.
Wreszcie są informacje o stanie Łukasza.
Okazuje się ,że chociaż wyglądało to poważnie to obrażenia nie są jednak tak duże.Tylko zwichnięty obojczyk albo aż i parę zadrapań.
Chłopak przyjął ten upadek na ramię , bo gdyby była to głowa to pewnie byłoby o wiele gorzej.
Zawsze pamiętajcie o kasku.Nie ważne czy wam nie pasuje kolor czy kształt albo wyglądacie jak wieśniaki.To wam na pewno chociaż raz pomoże uniknąć poważnych obrażeń głowy.

Pogadaliśmy jeszcze chwilę i musiałem już zmykać.
Wracaj szybko do zdrowia Łukasz! ;)

Jakieś zdjęcia były chociaż przy tej średniej nie było czasu na postoje.

Zjazd po ciężkim i długim podjeździe za Choroniem.


Centrum w Mstowie.


Kolarstwo to niebezpieczny sport jednak tak piękny ,że trudno bez niego się obejść.
Jakoś nie czuję presji związanej z kolejnym wyjazdem.
Byłem przygotowany od początku mojej przygody z kolarstwem na takie sytuacje.To mogłem być ja lub ktoś inny...
Mam nadzieję ,że ten pijany kierowca nie wsiądzie długo za kółko.
Piątek, 22 kwietnia 2011

Szybki Olsztyn

Tak szybki ,że nie ma zdjęć niestety.
Potem wjazd do babci i lans przez aleje.

PS.Taki ładny widok , którego piękna zdjęcie zupełnie nie oddaje będę miał jak wejdę w posiadanie trenażera.
Czwartek, 21 kwietnia 2011

Popołudniowe południe

Dzisiaj nie będzie szałowych zdjęć krajobrazów i dróg , którymi mkneliśmy , bo istotnie mkneliśmy.Dzisiaj byłem zdecydowanie najsłabszym zawodnikiem w trój osobowym peletonie ale zaszczytem jak zwykle było jechać z takimi szosowcami.
Dzięki Panowie!

Na południe od Częstochowy trasy są zdecydowanie najpiękniejsze.
Dokładnie trasy nie znam , bo nie było przez te ostatnie kilka dni czasu żeby przestudiować mapę.Wiem jedynie,że jechaliśmy przez Rudnik Wielki. ;)
Zachaczyliśmy o jeden podjazd , który okazał się najwyższym miejscem w okolicy.
Zdjęcie pewnie tego nie oddaje ale był "megaśny".
Tutaj Mariusz - naczelny wódz naszych treningów - na tle tego podjazdu.


Zaraz po tym zjeździe na Śląsku :D zaczynały się pagórki.


Na sam koniec droga w Konopiskach nie zachwycała.Było blisko żebym dostał z lusterka samochodu ,bo jakiś cham nie chciał lekko odbić,a na koniec patologiczny biedak wygrażał się ,bo za wolno jechaliśmy.

Jednak w samej Częstochowie kultura istnieje i nie ma takich problemów. :)

Jeszcze raz dzięki.Było świetnie.
Wtorek, 19 kwietnia 2011

Szybki trening

Tak szybki ,że nawet nie było czasu na zdjęcia ,a jedno miejsce było naprawdę godne uwagi.
Spotkałem jeszcze kolegę z jego żoną.
Wypad udany ale jednak nie lubię majstrować wyjazdu tak na szybko.
Poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Popołudniowa ustawka

Nowy kolega , fajna trasa.Zrobiliśmy 30 kilometrową rundę.
Liczę ,że będzie nas z każdym treningiem więcej.
Kolega Dominik jest mocny. ;)

Zalew Pająk.
Niedziela, 10 kwietnia 2011

Śniadanie w Olsztynie

Cały tydzień zawaliłem jeżeli chodzi o trening , bo bolało mnie gardło i czułem się strasznie słaby.No ale w niedzielę to już nie ma zmiłuj i trzeba było ruszyć.
Pogoda nie zapowiadała sie dobrze ale jednak zostałem rano mile zaskoczony.
Świeciło słońce ale wiał mocny wiatr.
Przygotowałem się i ruszyłem na miejsce zbiórki w nadziei ,że ktoś się przyłączy.
Czekam aż nagle widzę kolarza lecz jechał inną trasą.
No nic - jadę sam - pomyślałem i jak pomyślałem , tak zrobiłem.

Miejsce zbiórki(róg Artyleryjskiej i Matejki).


Najpierw przejazd przez aleje.Niech wiedzą,że jadę :D
Przejechałem obok giełdy na Zawodziu i tak cisnąłem sobie spokojnym tempem aż do Olsztyna.Zjadłem sobie bułasa z dżemem i miałem jechać do Złotego potoku ale droga na Biskupice jest strasznie pocięta i zrezygnowałem.
Wobec tego ruszyłem na Turów.

Olsztyńskie skałki od tyłu.


Droga na Turów.


Pojechałem przez Turów , Bukowno, i Przymiłowice(czy jakoś tak się to nazywało)
ale zwątpiłem w ostatniej miejscowości gdyż nie bardzo wiedziałem jak dalej jechać.Wróciłem tą samą trasą ale teraz już miałem ostry "wmordewind".

Wzniesienie przed Turowem.


W drodze powrotnej z jakiegoś podwórka wyleciał taki mały wredny kundel co to nie ma co robić w niedzielę tylko gonić kolarzy.Skubaniec był szybki , a ja miałem za chwilę tory do przejechanie i musiałem tam zwolnić żeby szosy nie rozpieprzyć.
Była jeszcze opcja żeby skręcić drogą w dół zamiast przez tory ale kundel nie wytrzymał przed samymi torami tempa i 1:0 dla mnie. :D
Nie wiem jaką miałem prędkość ale cisnąłem mocno.
Kundlowi też należy się szacun ,że taki mocny miał sprint.:D

Przed wyjazdem z Turowa kolejna sytuacja.Wyprzedzają mnie samochody , a ja wjeżdżam do lasu.Cisza jak makiem zasiał.Bezwietrznie.Po lewej las brzozowy.Widać wszystko.Po prawej ciemny gęsty stary las.Widzę kontem oka(a kąt mam dobry :D), jakiś cień w tym lesie.Trochę mi ciarki po plecach przeszły i zaczynam wyobrażać sobie sytuację jak z horroru.Ale patrzę , a tu na drogę wychodzi młoda sarna/jelonek i widzę ,że mnie nie widzi , bo jadę cicho moją szosóweczką.Głowę miała obróconą w stronę odjeżdżających samochodów.Wypinam blok i cykam fotkę.Chciałem podjechać jeszcze bliżej ale zwiała jak mnie zauważyła.

Coś widać ale jednak byłem zbyt daleko.


Potem już obyło się bez niespodzianek i wracałem sobie pod wiatr.
W okolicach Ocynkowni zatrzymałem się i zadzwoniłem do babci wprosić się na kawę.
Znając moją babcie wiedziałem ,że na kawie się nie skończy i władowała we mnie obiad.Chwilę poleżałem sobie na kanapie i czas wracać do domu.
Znowu lans przez aleje i po chwili byłem w domu.
Podsumowując; jazda samemu ma plusy; między innymi można sporo zwiedzić i nie martwić się o tempo jazdy.
Minusy też ma , bo nie ma kto dawać mocnych zmian czyli tego co lubię.
Niedziela, 3 kwietnia 2011

Trening do Tarnowskich Gór.

Rano obudziem się i już nie mogłem się doczekać wyjazdu.Miało być około 100 km jednak plany zostały zweryfikowane w trasie.Na miejscu zbiórki zjawiło się sześciu kolegów(w tym trzy nowe twarze).Długo się nie zastanawiając ruszyliśmy.W Dźbowie dołączył jeszcze do nas jeden kolega.
Długo przed celem podróży odłączali się od peletonu koledzy aż docelowa grupa wynosiła czterech kolarzy.
Nie ma co... są mocni i to bardzo aż przyjemnie się jedzie z taką grupą.
Droga była znośnia ale to co zobaczyłem w Tworogu przeszło moje najśmielsze oczekiwania.Droga była wyśmienita.Nawet jedenj malutkiej dziury nie uświadczyłem.Można było skupić się tylko na prowadzeniu , tylnym kole kolegi :D lub na ciśnięciu ile sił noga da nie tracąc komfortu jazdy.Odcinek był bardzo długi więc szły zmiany co jakiś czas i gdyby liczyć średnią przejechaną przez ten odcinek to można by się pochwalić innym kolegą.
Wreszcie cel naszego dzisiejszego treningu - Brynek ,a w nim ogród botaniczny , który jak narazie szałowo nie wygląda ale to tylko kwestia czasu kiedy wszystko ruszy.
Teraz kilka zdjęć z trasy.
Kościół w Tworogu.


Ogród botaniczny , w którym zjedliśmy śniadanie(w altanie) , pogadaliśmy i zrobiliśmy zdjęcia.






Wyjeżdżając z ogrodu botanicznego w Brynku obejrzeliśmy Pałac.
Wyglądał bardzo efektownie ale chyba wiejście do środka było nie możliwe.




W drodze powrotnej mieliśmy jeszcze kilka przerw... m.in. na sikanie :D czy na posiłek.

Zdjęcie z szosy - przy przerwie - kolegi Piotra.
Żeby tylko mięśnie nie wystygły. ;)


Kolejna przerwa była w Kaletach żeby uzupełnić płyny.


Następnie przerw już nie było.Niestety zaczęły się podjazdy i zostałem odcięty.Wlekłem się za grupą gdzieś od 90 kilometra.
Z tego co wiem - bo mój licznik nie podaje średniej prędkości z trasy - to wynosiła ona około 25km/h czyli nie było źle.
Teraz czas na odpoczynek i we wtorek lub w środę znów na szosę ćwiczyć , bo nie ma ,że boli lub się nie chce.
Dzięki panowie za wspólną jazdę.

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl